o 3 lata starszą kobieta, która ma 29 lat. Jej mankament polega na tym, że w wieku 20 lat została potrącona przez samochód i od tego momentu niema czucia w nogach, więc porusza się na wózku. Jak się z nią kontaktowałem na tinderze to już dobrze wiedziałem jaki mój cel: seks, wykorzystywanie jej "przegranej" pozycji. Po 3 randkach, wyjawiła mi trochę swoich sekretów. - że ma własne mieszkanie - że praktycznie jest 1 osobą od wypadku z którą się spotyka i nawiązuje jakieś relacje. I dobrze, wiem że dziewczyna coś do mnie "czuje" i ma też świadomość tego, że cholernie trudno będzie jej znaleźć partnera będą na wózku, dlatego robi wiele żebym czuł się w tym związku "dobrze" Jak czuje się dobrze: - nie płace za mieszkanie, prąd, media. Dlatego, jestem w stanie odłożyć praktycznie całą moją wypłatę albo na "wkład własny" do mieszkania albo na auto. - Jedzenia też nie kupuje bo wszystko robi to ona, ja tylko gotuje (dawniej ona zamawiała jedzenie. No ale moje gotowanie to kolejna "karta przetargowa" rozczulająca jej serce) - ona całkiem dobrze zarabia, pracuje zdalnie jako UI/UX - No i największy plus, to seks na zawołanie. Czy jestem bardzo złym człowiekiem, jak na obecną chwilę jestem w 100% pewien, że nie chciałbym być do końca życia z taką osobą, tylko maks 3-4 lata żeby sobie odłożyć hajs. Wiem, że na pewno bym chciał mieć kiedyś dzieci a nie wyobrażam sobie posiadania dziecka z osobą jeżdżącą na wózku i choćby tego, że za x lat będę musiał się nią zajmować. --- Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną ID: #62e2894cc4d073d02fead0ed Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( ) Zaakceptował: karmelkowa Przekaż darowiznę
Ilekroć śnisz we śnie, masz fałszywe przebudzenie, tak jak w przykładzie wypadku, o którym wspomnieliśmy na początku artykułu. Jednak w fałszywym przebudzeniu nie zawsze masz dwa sny, jak na przykład pójście do łazienki. Oba zjawiska mogą być ze sobą ściśle powiązane, ale są różne. To może Cię zainteresować
Liczby 23:23: 23 Zaprawdę, nie ma zaklęcia przeciw Jakubowi, ani wróżbiarstwa przeciw Izraelowi; według czasu tego powiedziano o Jakubie i Izraelu: Cóż Bóg uczynił! Bóg komunikuje się ze Swoimi dziećmi między innymi poprzez sny i wizje, diabeł również komunikuje się lub atakuje dzieci Boże poprzez marzenia. Dzisiaj będziemy patrzeć na modlitwę o wybawienie przeciw jedzeniu we śnie. Wasze sny są kluczową platformą, z którą łączycie się z królestwami ducha, tak jak Bóg może was odwiedzić we śnie, diabeł lub demony mogą odwiedzić was we śnie. Wiele ludzi cierpiało z powodu snów, wielu zostało zaatakowanych przez diabła przez te sny, a także wielu zostało uzdrowionych i uwolnionych poprzez spotkania, w które ciężko się tam znajdują. Jako dziecko Boże musicie poważnie traktować swoje marzenia. Jedzenie we śnie może oznaczać wiele rzeczy, może oznaczać, że spałeś głodny lub nie byłeś zadowolony ze swojego ostatniego posiłku, może to również oznaczać, że rozmawiałeś o pewnym przysmaku przed pójściem spać, lub tak jak ktoś powiedział, może bądź też znakiem, że masz głód lub pragnienie czegoś. To są wszystkie ważne punkty i twoje sny mogą oznaczać dowolną z tych rzeczy, ale my również jako wierzący wiemy, że diabeł jest naśladowcą, on jest zboczeńcem wszystkiego, co dobre, diabeł wie, że Bóg używa snów jako środka do osiągnięcia swoim dzieciom, dlatego też korzysta on z tej samej platformy. Jedzenie jest najszybszą drogą do serca mężczyzny, Ezaw stracił swoje prawo do jedzenia. Ludzie cierpią fizycznie z powodu tego, co jedzą, w ten sam sposób można duchowo dotknąć ich demoniczne jedzenie. Podczas walki duchowej jedzenie we śnie nie jest lekceważone, diabeł inicjuje i nęka ludzi poprzez jedzenie we śnie. Wiele osób zeznało, że nieszczęście zaczęło się po śnie, w którym we śnie podawano jedzenie i zjadło książka pastora Ikechukwu. Dostępne teraz na amazon To bardzo poważna sprawa, jedzenie we śnie może być demoniczne, dlatego jako dziecko Boże nie możesz ryzykować, jeśli znajdziesz się we śnie, gdy się obudzisz, zacznij odważnie deklarować słowo Boże dotyczące waszego wyzwolenia, a także angażujcie się w modlitwy o wyzwolenie, aby wypłukać wszelkie demoniczne pokarmy z waszego systemu. Żadne zaklęcie ani demoniczne zaklęcie nie może zaszkodzić ani nie dotknąć wierzącego, który się modli, kiedy podejmujesz modlitwy o wybawienie, będziesz zbyt gorący, aby diabeł mógł się zbliżyć. Odmawiajcie modlitwę z wiarą dziś rano i zobaczcie, jak Bóg przejmuje wasze duchowe bitwy w imieniu Jezusa. 1. Każdy demoniczny zakład żywienia we śnie otrzyma ogień Boży i umrze w imieniu Jezusa. 2. Ty demonicznym żywienia we śnie, zjadaj swoje złe jedzenie w imię Jezusa. 3. Każdy szatański agent, służący mi złe jedzenie we śnie, upada i umiera w imieniu Jezusa. 4. Każda szatańska ręka, wyznaczona, aby służyć mi złym pokarmem, w moim śnie, zostanie odcięta przez ogień Boży, w imię Jezusa. 5. Krew Jezusa, oczyść mój system z demonicznego jedzenia, jedzonego we śnie, w imię Jezusa. 6. Każde złe zanieczyszczenie wprowadzone do mojego życia poprzez jedzenie we śnie, rozpuszczone, przez krew Jezusa. 7. Otrzymuję boską moc odrzucania demonicznego jedzenia, w moich snach, w imieniu Jezusa. 8. Krew Jezusa, udaremnij każdą działalność znanych duchów w moim śnie, w imieniu Jezusa. 9. Każdy satanistyczny agent, który ma za zadanie zatruć moje życie jedząc we śnie, upaść i umrzeć w imieniu Jezusa. 10. Każda moc zła, siedząca na siedzeniu mego życia, zostanie wyrwana z ognia w imię Jezusa. Dziękuję Jezu za moje wybawienie. Najważniejszym obiektem w tym filmie jest pomieszczenie wyglądające jak studio telewizyjne albo może jak jego imitacja. Jak we śnie 15 sty 07 00:15fot. fot. Adobe Stock, Ragemax Gdy na dworze zrobiło się dostatecznie ciepło dla moich starych kości, poczułam się na siłach, by odwiedzić nasz ogródek. Na zawsze pozostanie „nasz”, choć Wacia już przy mnie nie ma. Zmarł latem, nie doczekawszy kolejnej wspólnej wiosny. Mogłam działkę sprzedać, ale nie pozbyłabym się jej za nic w świecie. Pewne decyzje podejmuje się sercem, nie głową. Ogródek kupiliśmy za pierwsze oszczędności. Chociaż w mieszkaniu brakowało tego i owego, oboje pragnęliśmy zrealizować nasze marzenie o własnym kawałku ziemi. – Zasadzimy gruszę i śliwę – planował Wacław. – Zrobimy grządki z marchewką, pietruszką, porem, selerem. Przypomnisz sobie, jak smakuje rosół z warzywami prosto z działki – obiecywałam. Dzieciństwo spędziliśmy na wsi, jednak pracę znaleźliśmy w mieście. Betonowe osiedle mocno odbiegało od tego, co oboje kochaliśmy. – Będzie dobrze – zwykł mówić mój mąż. – Działka da nam namiastkę wsi. – Po prostu przyznaj się, że lubisz grzebać w ziemi – żartowałam. – Lubię. I kocham jej zapach. Lata mijały Postawiliśmy altanę z drewnianym tarasem. Wacio przymocował do niego doniczki, a ja posiałam w nich pachnący groszek. Siadywaliśmy na ławce, piliśmy herbatę i patrzyliśmy, jak groszek rozkwita. Potem obserwowaliśmy z dumą, jak rosną i dojrzewają inne rośliny: kwiaty, warzywa, owoce. Zrobiliśmy miejsce na grill i wysypaliśmy ścieżki żwirkiem, a brzegi wyłożyliśmy kamieniami. Dbaliśmy o ten nasz malutki kawałek wsi jak o własne dziecko, bo stanowił naszą odskocznią od blokowiska. Gdy urodziła się nasza córcia, zabierałam ją na działkę prawie codziennie. Krysia spała w wózku, ja plewiłam grządki. Wacław zrobił piaskownicę i kiedy mała podrosła, lepiła w niej babki. Potem zaczęła się interesować tym, co robimy, i chętnie nam pomagała, w miarę dziecięcych możliwości. Z biegiem czasu działka stała się miejscem pikników dla znajomych i rodziny. Spotykaliśmy się tu w wolnych chwilach, świętując bez okazji. Pamiętam jak dziś. Tamta wiosenna sobota była nad wyraz ciepła. Krysia umówiła się z koleżankami i miała wrócić dopiero wieczorem. My wybraliśmy się z samego rana na działkę. Piliśmy herbatę na tarasie. – Niedługo będzie już można wysiać marchewkę… – wodziłam wzrokiem po niedawno skopanych, pustych jeszcze grządkach. – I rzodkiewki. – Może odmalujemy szopę z narzędziami? – zaproponował mąż. – W markecie jest promocja na impregnat do drewna. Moglibyśmy podjechać, kupić, wrócić i zabrać się do roboty. Dopiliśmy herbatę i pojechaliśmy. Kilka godzin później mieliśmy już pomalowane pół szopy. Starość przyszła niepostrzeżenie Nagle usłyszeliśmy donośny grzmot, a dosłownie chwilę później na ogródek spadły pierwsze krople deszczu. Szybko schowaliśmy impregnat i pobiegliśmy do altanki, by schronić się przed ulewą. Niewinne pierwsze krople deszczu prędko przerodziły się w oberwanie chmury. – Masz ci los! – jęknęłam, siadając ciężko na ławeczce. – I po malowaniu. – Przynajmniej sprawdzimy, czy farba naprawdę nie przepuszcza wody – Wacław jak zwykle patrzył na świat z optymizmem. – Herbatki? – zaproponował, i nie czekając na moją oczywistą odpowiedź, włączył czajnik z wodą. – Piękna burza – westchnął Wacio, spoglądając na niebo. – Piękna, ale groźna… Wzdrygnęłam się, gdy dostrzegłam błyskawicę, a zaraz potem usłyszałam głośny huk grzmotu. Czajnik się wyłączył. Wacio nalał wody do kubków i wrócił na taras. Siedzieliśmy, popijając herbatę i ciesząc się swoim towarzystwem. Wacław trzymał mnie za rękę i gładził wierzch mojej dłoni kciukiem. – A pamiętasz, Halinko, jak Krysia wspięła się na śliwę? – uśmiechnął się. – Urwis… Dobrze, że nie spadła. – Właśnie, bo zejść już nie umiała. – Za to z czereśni zeszła już sama. – Z gruszy też… – mąż spojrzał na mnie czule. – Udała nam się Krysia – dodał, lekko ściskając moją dłoń. Milczeliśmy zgodnie przez dłuższą chwilę, obserwując padający deszcz. – Ile to już wiosennych burz tu przesiedzieliśmy… – westchnął Wacio. – Kto to zliczy? – odparłam, wracając pamięcią do wspomnień. – Wiele. Co roku przynajmniej jedną. – Lubię tak z tobą siedzieć, rozmawiać, milczeć… – mąż uniósł moją dłoń do ust i pocałował. – Ja też, kochanie. Ja też. – Na stare lata będziemy tak sobie siedzieć do woli, patrzeć na kwiaty, drzewa, deszcze, pięknie będzie, zobaczysz – rozmarzył się Wacław. – Na stare lata? Już nie jesteśmy najmłodsi – zaśmiałam się. – Do emerytury jeszcze daleko. Ale gdy już na nią przejdziemy, będziemy tu siedzieć całymi dniami. Tak w ogóle moglibyśmy odświeżyć altanę. I wstawić nową wersalkę. – Odnowić kredens też by się przydało – dodałam. Stary, niemalże zabytkowy kredens był moim ulubionym meblem. To w nim moja mama trzymała talerze i kubki. To w jednej z szuflad zawsze była puszka z ciastkami, za którymi przepadałam. Przewieźliśmy go z Wacławem na działkę po śmierci moich rodziców. Mebel kojarzył mi się z domem pełnym ciepła, miłości, radości. – I kredens – przytaknął Wacław. Burza minęła dopiero wieczorem A my dalej siedzieliśmy na tarasie, otuleni kocem, popijając ciepłą herbatę, jedząc kanapki, snując plany na przyszłość. Tę bliższą i tę emerytalną. Co zrobimy na działce, co wymienimy, co posadzimy, czego już nie będziemy wysiewać, co przytniemy. Czas płynął wraz z kolejnymi porami roku. Krysia dorosła, wyszła za mąż i wyjechała do Norwegii wraz z mężem. Zostaliśmy z Wacławem sami. Nie narzekaliśmy jednak. Kiedy przeszliśmy na upragnioną emeryturę, zabraliśmy się za realizowanie naszych planów co do ogródka i altany. Powoli, bo powoli, w końcu nie mieliśmy już tyle siły co dawniej. Nie tyle co nasz nowy sąsiad… Był mrukliwym, samotnym mężczyzną około czterdziestki, choć wyglądał poważniej. Sprawiał wrażenie gbura, ale miał coś takiego w spojrzeniu, że serce mi ściskało. Wacio mówił, że przypomina mu bezpańskiego psa skrzywdzonego o jeden raz za dużo. Stąd nieufność. Za każdym razem, gdy go widziałam, proponowałam mu herbatę, częstowałam kanapkami czy obiadem upichconym na działkowej kuchence. Czasem nie odmawiał i wtedy się cieszyłam, jakby mi coś dał. Czasem w ramach rewanżu wspierał Wacka w cięższej robocie, jak skopanie ogródka albo obcięcie gałęzi, i wtedy mój mąż klepał go po ramieniu i mówił: „Starość się średnio udała Panu Bogu, więc dzięki ci, synu, za pomoc”. Wtedy nasz sąsiad patrzył spode łba i odchodził takim krokiem, jakby nigdy nie miał wrócić. Ale wracał. Z tym smutnym psim spojrzeniem. Ostatnią naszą wiosenną burzę powitaliśmy jak zwykle na tarasie, z kubkami gorącej herbaty i talerzem kanapek. Trzymając się za ręce, wspominaliśmy minione lata. Nie od razu mogłam tu wrócić – Wiesz, co ci powiem, Halinko? – odezwał się Wacław. – Jestem teraz bardzo szczęśliwy. – Ja też, kochanie. – Właściwie mógłbym już umrzeć – zaśmiał się. – Przestań gadać głupoty – obruszyłam się. – Wiosna w krąg, wszystko budzi się do życia, a ty o umieraniu. Nie wiem, czy już wtedy coś czuł, coś przewidywał... Odszedł cicho, we śnie, z uśmiechem na ustach. Na pogrzeb przyleciała Krysia wraz z rodziną, a ja wciąż nie mogłam uwierzyć, że Wacława już nie ma. Córka chciała mnie zabrać do siebie. Byłam jej wdzięczna, ale odmówiłam. Starych drzew się nie przesadza. Nie przyjmą się w nowym miejscu. Poza tym nie mogłabym zostawić naszego ogródka, choć od śmierci Wacka nie potrafiłam się zmusić, by tam pójść. Martwiłam się, że nasze oczko w głowie zarośnie, zdziczeje, ale nie mogłam się przełamać. Najchętniej nie wychodziłabym w ogóle z domu. Dopiero gdy kolejna wiosna na dobre zagościła na świecie, gdy słońce zaczęło mocniej przygrzewać, nabrałam ochoty na odwiedzenie ogródka. O dziwo, wyglądał naprawdę dobrze. Ktoś się nim zajął podczas mojej nieobecności. Spojrzałam w kierunku sąsiedniej działki. Mężczyzna o smutnych oczach skłonił mi się nieznacznie i uśmiechnął nieśmiało. Czyli to on. Odpowiedziałam ukłonem i uśmiechem. Potem podziękuję mu lepiej. Teraz nie byłam w stanie rozmawiać. Nie powstrzymałabym się od łez. Niemniej jak raz się zdecydowałam, zaglądałam na działkę coraz częściej. Grzebanie w ziemi pomogło na smutek. Cicha obecność sąsiada także. Tego dnia spadł deszcz. Zaparzyłam herbatę, usiadłam na tarasie i spojrzałam na grządki. Zamyśliłam się. Błyskawica rozdarła niebo, niedługo potem rozbrzmiał głośny grzmot. – Pierwsza wiosenna burza w tym roku – mruknęłam pod nosem. Zatęskniłam za Wacławem, za jego towarzystwem. – Nie wiem, jak długo dam radę sama... Skąd brać siły… Nie myślałam tylko o ogródku. Nagle zdało mi się, że czuję delikatny dotyk. Znajomy. Boleśnie znajomy, zarazem krzepiący. Bardzo to przypominało sposób, w jaki Wacio trzymał mnie za rękę i gładził wierzch mojej dłoni kciukiem. A wiatr przyniósł odpowiedź. „Poradzisz sobie. Pan Bezpański ci pomoże, nawet nie musisz prosić. Lubi cię, właściwie tylko ciebie, mnie zaledwie tolerował. Zaopiekuj się nim, a on zaopiekuje się tobą”. – A ty? „Ja będę wracać do ciebie z każdą wiosenną burzą”. – Dobrze. Będę czekała, kochanie. Czytaj także:„Tajemniczy nieznajomy wyrwał mnie na parkiet i wirowaliśmy w tańcu do rana. Mój mąż dalej smacznie spał”„Kumpel męża rozpanoszył się w naszym domu. Postanowiłam wykurzyć szkodnika przy pomocy zgorzkniałej starszej siostry”„Od zawsze miałem chrapkę na żonę przyjaciela. Gdy tylko się rozwiedli, Nina wpadła w moje sidła”
Umrzeć po zachodzie słońca: co, kiedy i co najważniejsze, dlaczego tak długo czekać? Co umiera po zachodzie słońca? Umrzeć po zachodzie słońca to nadchodząca trzecioosobowa strzelanka ARPG autorstwa Playstark. Gra roguelite, wydana na PC w lutym 2022 r. w ramach wczesnego dostępu, zawierała „setki przedmiotów, unikalnych zadań